praca,praca vol 2 czyli powroty


Wiele mam przez to przechodzi, nie uchroniło i mnie. Skończył się mój „urlop” macierzyński i przyszedł ten dzień, w którym powróciłam do pracy zawodowej. Jak to wyglądało? Chodźcie opowiem Wam o dniu, w którym zatrzymała się Ziemia.

W niedzielę było ciężko. Mąż bez kija nie chciał podejść, a moja mama tylko patrzyła na mnie coraz większymi oczami. Warczałam, burczałam, pyskowałam i ogólnie chyba nie byłam duszą towarzystwa. Emocje wzrastały cały dzień i wieczorem byłam już nie do zniesienia. Ostatecznie postanowiłam się już nie odzywać, żeby nie robić przykrości bardzo wyrozumiałej mamie i mężowi, który nie za bardzo rozumiał mój stan depresji i paranoi. Ostatecznie cały dzień jakoś upłynął i nastała pora wieczorna.

Wieczorem też miałam wiele emocji w sobie. Bałam się, że nie zasnę, później martwiłam się, że zaśpię i spóźnię się pierwszego dnia pracy. Nie wiem jakim cudem ale nie stało się ani jedno ani drugie. Przyłożyłam głowę do poduszki i usnęłam. Nawet chyba z większą łatwością niż zwykle. Spałam normalnie. Pobudek trzy. Standardowo. Karmienie 🙂 Rano obudziłam się wyspana. Obudziłam się ponadto przed budzikiem i. I przed moim Rumplem. Skorzystałam z tej pięknej chwili i zachwyciłam się tym jak pięknie, słodko śpi, jaką ma spokojną minkę z lekko uniesionymi kącikami ust i łagodnym uśmiechem. Wstałam i co? To był dla mnie moment spokoju. Chwilowa oaza radości w tak trudnym dniu. Świadomość tego, że kiedy skończę się myć, ubierać, jeść śniadanie i karmić synka… świadomość, że pierwszy raz wyjdę na kilka godzin z domu i zostawię Rumpla… Dobiła mnie ta myśl. Oczywiście łzy popłynęły mi po policzkach jak woda z kranu. Wyszłam. Zostawiłam Rumpla z mamą i hubbiem, który do pracy zbiera się nieco później. Wyszłam i tak szłam i myślałam.

Ta droga do pracy wydawała mi się drogą przez mękę. Wydawało mi się, że oto właśnie świat się kończy, ziemia zatrzymuje i następuje kataklizm. Targało mną tyle myśli i emocji, że serce waliło jak młot. Nie umiałam nawet płakać. Wychodząc z domu myślałam, że wypłaczę morze łez i i przyjdę do pracy wyglądając jak indyk albo świnka morska, a za progiem mieszkania tak mnie zablokowało, że tylko czułam coraz mocniejszy nacisk na klatkę piersiową. Emocje przytłaczały z każdym krokiem.

A kiedy przekroczyłam próg pracy odetchnęłam z ulgą. Bo okazało się, że zastałam dokładnie to, czego spodziewałam się cały tydzień. Bo jak może wyglądać pierwszy dzień pracy po dwóch latach? No jak? Ha. Przyjemnie. Ogarnęła mnie jeszcze mocna chwila wzruszenia i smutku kiedy witałam się z koleżankami, też mamami. Ale wyrozumiały wzrok i ciepłe słowa od razu zmieniły ton rozmowy. Chwilę porozmawiałyśmy o naszych pociechach, a potem zaczęłam się organizować. Dużo się zmieniło, ludzie się zmienili, moje biuro się zmieniło. Zmiany, zmiany, zmiany. Trzeba wszystko przyswoić na nowo. Więc teraz będzie kilka szkoleń, spotkań, organizacja pracy. Roboczy tydzień przede mną. Ale też nieco luźniejszy tydzień. Z wyrozumiałością przełożonych. A to bardzo ważne.

Oczywiście pomiędzy tymi zadaniami wykonałam chyba z 15 telefonów do mamy. Nie wiem czy mnie pocieszyła czy nie, bo okazało się, że Rumpel nie płakał, nie histeryzował, nie rzucał się do drzwi. Nawet po wyjściu hubbiego do pracy. Mój mały Rumpel po prostu bawił się z babcią, zjadł drugie śniadanie i kulturalnie położył się na drzemkę.

Najlepszy w rozmowie telefonicznej był mój szanowny i jedyny, wyjątkowy mąż. Zadzwonił zapytać „jak tam” w pracy po czym stwierdził, że Rumpel nawet nie zauważył, że mamy nie ma w domu i nie tęskni ani trochę. Powiedział to w taki charakterystyczny dla siebie (czytaj złośliwy) sposób, że rzuciłam słuchawką 😉 No niestety nie rzuciłam, bo to nie stacjonarny tel., ale rozłączyłam się z dziadem. A co?! Oddzwonił. Ma wybaczone. Nie zabiję dziada 🙂

Dzień pracy i tak miałam nieco krótszy ze względu, między innymi, na fakt, że nadal karmię piersią. Kiedy wracałam do domu to gęba szczerzyła mi się od ucha do ucha, przyspieszonym krokiem zmierzałam po ścieżkach Pasieki w stronę mostu i dalej w stronę domowego ogniska. W drzwiach przywitał mnie rozbawiony, najedzony i wyspany Rumpel. Powrót nie był żadną sceną z opery czy teatru. Weszłam, uśmiechnął się i zawstydził, bo ostatnio taką ma modę jak ktoś chce mu ukraść buziaka. Więc na szczęście nie było dantejskich scen, histerii i wystawania pod drzwiami. Na szczęście mama nie musiała na złamanie karku przybiegać z młodym do mnie do pracy. Na szczęście wszyscy przeżyliśmy ten dzień, żeby dożyć następnych.

I powiem Wam, że choć było mi okropnie ciężko wyjść z domu po raz pierwszy, byłam bardzo smutna i przestraszona, to przeżyłam ten dzień! Przeżyłam i udało mi się nie zwariować, nie wyrwać włosów z głowy, nie połamać nóg biegnąc do domu, nawet udało mi się nie wypłakać morza łez i zachować spokój w pracy. Udało mi się jednak rozładować telefon, nie zjeść śniadania, przywitać się z wieloma dawno nie widzianymi koleżankami i kolegami z pracy, przypomnieć jak wygląda moja firma 😉 Udało mi się!

I kieruję to do wszystkim mam, które tak jak ja bardzo chciałyby zostać w domu z dzieckiem, uwielbiają ten czas, ale muszą wrócić do pracy i do ludzi podobnego wzrostu. Wam też się uda. Będzie dobrze. Wy też przeżyjecie!

You may also like

4 komentarze

  • Wita
    16 maja 2018 at 06:58

    Oj też pamiętam mój pierwszy dzień pracy po urlopie macierzyńskim. Człowiek na nowo musi zaprogramować swój organizm. Pracuję jako asystentka osoby starszej więc wiec w moim przypadku prawie po 2 latach było mi troszkę ciężko wrócić do starego trybu życia, ale uwielbiam tą pracę i troszkę nie mogłam się już doczekać kiedy do niej wrócę :).

    • Zofia Anlauf
      16 maja 2018 at 07:19

      Powroty są fajne,ale trudne. Zwłaszcza jak masz fajną pracę. Dla mnie to był trudny czas. Ale dałam radę 🙂

  • Lili
    20 sierpnia 2018 at 08:17

    Ja po urlopie macierzyńskim wróciłam do pracy jako księgowa i pierwszy dzień był super 🙂 Kocham swoją pracę i nie wyobrażam sobie mnie w żadnej innej. Najważniejsze to wrócić z uśmiechem i naładowanymi bateryjkami.

    • Zofia Anlauf
      20 sierpnia 2018 at 08:21

      Od czasu powrotu do pracy po macierzyńskim juz zdążyłam zmienić firmę 🙂 ale pracę swoją uwielbiam. Robię to co lubię, choć nie ukrywam, że dla mnie idealny byłby system zdalny lub chociaż częściowo zdalny 🙂

LEAVE A COMMENT

O mnie

Zofia

Kim jestem? Hmm… Jestem tysiącem osób w jednej. Jestem kobietą, żoną, mamą, córką, wnuczką, pracownikiem, kucharką, sprzątaczką, gosposią, nianią, kochanką. Jestem sobą i jestem efektem swoich rodziców.

Zblogowani

Zblogowani