Normalność też może przytłaczać. Dziesięć wkurzających myśli w mojej głowie
Patrzysz na kogoś. Porównujesz. Myślisz on/ona ma to o czym marzę. Chcę to mieć. On/ona ma lepiej. Jeśli nigdy nie masz takich myśli to Cię podziwiam. Ja miewam takie chwile kiedy czuję, że mi źle. Ale właściwie dlaczego ma mi być źle, przecież mam wszystko….W oczach innych można mieć wszystko, a w swoich własnych nie mieć nic. Można też zupełnie na odwrót być szczęśliwym, choćby w oczach innych nie miało się nic. Takie już życie jest przewrotne. Ja dziś muszę się Wam przyznać, że codziennie rano budzę się szczęśliwa, bo widzę u swojego boku wspaniałego męża, a zaraz obok w łóżeczku cudownego syna. Nie zamieniłabym ich na nic innego. I ktoś może powiedzieć, że powinnam się cieszyć bo mam rodzinę, a inni nie mają. Powinnam się cieszyć, bo mam swój (nasz) dom, bo mam co jeść, mam pracę (HAHAHA kolejną w ciągu kilku miesięcy, ale o tym innym razem). Powinnam się cieszyć, ponieważ gdyż że bo. Ale czasem jest taki dzień, ten właśnie dzień kiedy czuję, że zaraz eksploduję, że już nie mogę, nie wytrzymam, pęknę, wybuchnę albo imploduję i zniknę.
#TAKIDZIEŃ
Każda mama miewa takie dni. Każda kobieta miewa takie dni. A w zasadzie chyba każdy człowiek ma czasem po prostu gorsze dni. I wiecie co? Nie warto wtedy wypominać, że przecież jakim prawem narzekasz skoro masz wszystko o czym marzę. Ja zrozumiałam to niedawno i jeśli komukolwiek nie byłam ramieniem do wypłakania to obiecuję poprawę. Bo wiecie co, dla kogoś, kto w Twoich oczach ma wszystko to właśnie Ty możesz mieć lepiej. Albo zwyczajnie ten ktoś ma zły dzień. Miewacie takie? Bo ja jestem taka wariatka, że czasami się doszukuję, a czasami codzienność mnie przytłacza. i wtedy mam głupie myśli, przeszkadzają mi zwykłe rzeczy, wkurzam się na to, co normalnie kocham. Tak już jest. A poniżej powiem Wam co najczęściej za głupoty wzbudzają we mnie frustrację dnia codziennego. Tak czasami sobie siedzę i myślę czyli:
Dziesięć myśli matki wariatki
- Znowu muszę zrobić listę i zakupy, żeby mieć co do gara włożyć, a potem jeszcze ugotować ten cały gar żarcia, które ostatecznie nikomu nie będzie smakowało.
- Znowu muszę być tą mega nudną, upierdliwą matką, która na nic nie pozwala i krzywdzi dziecko nie zgadzając się na cukierek, lizak lub ciastko z mąki pszennej (kurde jego mać!). Nie wspomnę już o Hubbiem – no kolejny raz muszę wydrzeć ryja, że dziecka za nogę, rękę, głowę nie podnosimy 😉
- Kolejny weekend spędzam na czyszczeniu setek plam po napojach wszelkiej maści z podłogi, odkurzam i wycieram kurze choć nie wiem po co, skoro dywan wygląda i tak jak pole bitwy, a półki jakby się na nie roztocza wyrzygały.
- Nie mam się w co ubrać. Wszystko albo brudne albo brzydkie. No jak ja mam wyjść tak ubrana do ludzi. Muszę sobie coś kupić. Ale nie mogę, muszę Rumpla ubrać na jesień.
- Ja pierdzielę znowu zapomniałam, nie miałam kiedy, znowu wymówka. Nie ćwiczyłam, nawet przysiadów nie zrobiłam. Będę gruba, brzydka i on mnie już nie zechce.
- Nie mam siły. No na nic nie mam siły. Ale kurde nie zrobię drzemki w ciągu dnia, bo popsuję system. Kto się zajmie Rumplem. A niech Hubbie się zdrzemnie, pójdę spać wcześniej wieczorem.
Wieczór: jeszcze coś tam i coś tam, chcę z nim się poprzytulać, film obejrzeć. A dobra jutro się wyśpię. Dwa lata się nie wysypiam to ta jedna noc mnie nie zbawi. - Muszę iść do pracy. Wolałabym z Rumplem się pobawić. No dobra Hubbie zarabia na kiełbasę, to ja chociaż na chleb muszę.
W gorsze dni: Pewnie Rumpel nawet nie tęskni, a w dni drastyczne: pewnie teraz nawet nie pamięta kto to mama. - Nie ma miejsc w przedszkolu. Obciążamy babcię. A jak będą miejsca w przedszkolu? Jak ja to przeżyję. Rumpel w obcych rękach?!
- Znowu kłótnia o nic. On nic nie rozumie. Przecież miałam prawo się złościć. Komu ja mam się wyżalić? No kto mnie zrozumie? Kto pocieszy?
- On mnie zdradza. A jak nie zdradza to będzie zdradzał. No przecież kto by chciał taka zołzę. Ale ja chyba muszę być zołzą?! Kurde mać na pewno mnie zdradza. Fuck. A może nie?
I po każdym z tych podpunktów krzyczę albo w sercu po cichutku albo całkiem głośno i wyraźnie FUCK. Przez duże eF. Bo jak tu nie zwariować. Czasem życie jest ciężkie samo w sobie. Czasem chciałabym odpuścić, ale nie potrafię. To zawsze była moja cecha. Ale w macierzyństwie się pogłębiła. I tak sobie czasami popadam w paranoję własnych myśli, aż nadchodzi dzień eksplozji i rozładowanie napięcia. A potem mogę zbierać naboje na kolejny raz.
I żeby było jasne. Nie mam dla nikogo żadnej cudownej rady ani dobrego słowa. Dzisiaj chciałam się wyżalić. Powiedzieć, że choć wiem, że mam bardzo wiele i że doceniam to każdego dnia, to mam też takie chwile kiedy myślę, że mój mały świat przecieka mi przez palce i wtedy następuje meltdown. A potem znowu rzygam tęczą. Takie circle of life, c’nie?
A Wy jak matki polki? Przyznajcie się jakie Wy macie mega czarne myśli, które wiercą Wam w umysłach dziury niczym czarna otchłań?
Czy Ty siedzisz w mojej głowie? Albo nie… Tak ma kazda matka 😛 jak schizofreniczką jakaś. A potem klade sie w łóżku leze i myślę : Kurde nie zamieniłabym sie z nikim 😀
cieszę się, że nie jestem sama 🙂
Prawie w każdym z tych podpunktow jest coś ze mnie ;). Ale mam też kilka swoich całkiem prywatnych myśli o których nie chce mówic publicznie 😉 moja największa zmora jest „ja już mu się nie podobam! Pewnie widuje ładniejsze!” albo „co ze mnie za beznadziejna matka”. Ważne jednak aby nie dać się temu ponieść całkowicie a gdy myślisz zaczynają nawiedzac częściej niż tylko raz na jakiś czas to zastanowić się dlaczego i podjąć też odpowiednie kroki
Bardzo słuszna uwaga. Trzeba walczyć ze swoimi słabościami, umieć o nich rozmawiać i ostatecznie nie dać się pokonać takim myślom. Ale raz na jakiś czas mamy do nich prawo 🙂
Czytam o sobie… z ta różnicą, ktora doprowadza mnie do łez, że nie mam pracy, bo jestem tam beznadziejna… wypalilam się jako żona, wypaliłam się jako matka i wypaliłam się jako ja…
Nie jesteś beznadziejna! Ale też nie jesteś herosem! Trzymam mocno kciuki za prace, bo wiem jak to jest bać się o jutro :*
Ja przez ci ciągłe porównywanie się do innych osób blokuję się, staję w miejscu, miewam momenty stagnacji. W końcu jednak uświadamiam sobie, że wszyscy mają jakieś swoje problemy. To niby takie oczywiste, a jednak nie może wyjść z głowy…
Na samym początku swojego macierzyństwa czułam podobnie jak Ty. Ale niedawno to się zmieniło i poczułam ogromną ulgę. Zaczęłam myśleć w ten sposób, że to TYLKO myśli, to NIE JA! natrętne, niepotrzebne myśli, które sprawiają, że zamykamy się na świat, a życie ucieka. Bez sensu! nie ma pewnie recepty na to jak się ich pozbyć, każdy musi dojść do tego na swój sposób- ja przekierowałam swoją głowę na wdzięczność, pasję- cele, które mam 🙂 życzę Ci abyś w nowym roku uporała się z negatywnymi myślami!…… a jak mam zły dzień to odpuszczam, ale nie pozwalam sobie zagłębić się w smutku- to nic nie pomoga!
Iga, to właśnie tylko myśli. Często natrętna, to fakt, ale nie pozwalam im gościć na dłużej. Syn jest dla mnie zawsze najjaśniejszym światłem dnia – bez względu na wszystko. Nawet jeśli on najbardziej dale w kość to i tak daje też najwięcej radości, razem z mężem of cors 😉
Oj głowa do góry!!!! ja ryczałam jak bóbr jak puściłam córkę do przedszkola, a potem się cieszyłam, bo miałam czas dla siebie i np założyłam bloga! Szorowanie plam, mycie garów? Oj tam, jak nie teraz to później 🙂 Motywacja o organizacja to podstawa 🙂
HAHA. Porządki to robię jak mi się chce 😉 Syn i rodzina są dla mnie najważniejsze. Niestety trochę zaniedbałam bloga przez zbytnie odpuszczanie, ale od czego jest Nowy Rok jak nie od nowych początków 🙂
Takie myśli ma chyba każda z nas! 😀
Ja dzisiaj mam takie myśli. Niestety to nikogo nie omija.