To już jest koniec. I nie ma już nic.


Koniec już dwóch balonów, zbiorników z mlekiem. Koniec z wielkim biustem, koniec z wołaniem „mamo am” i koniec już wszystkiego. Nastał koniec karmienia w rumplowym świecie. I tak oto nastał koniec, żeby mógł też nastać początek. Kolejny etap w naszym życiu się rozpoczął na dobre.

Nawet nie wiem jak Wam o tym opowiedzieć. Dla mnie to bardzo emocjonalna sprawa. Ważna, uczuciowa, nieco smutna. Bo oto okazało się, że nie muszę już rozdzierać szat, pędzić do domu, martwić się godzinnym spóźnieniem. Nie muszę już wstawać w nocy – no dobra to akurat nieprawda – ale nie muszę już spać z otwartym jednym okiem i nasłuchując tych kochanych nawoływań „mamo am”. Nie muszę, bo Rumpel już nie będzie karmiony piersią.

Dla mnie to była bardzo trudna decyzja. W przeciwieństwie do Hubbiego. On już dawno powtarzał, że mogłabym, a właściwie młody mógłby oddać cycki w lepsze ręce. No tak, on ze swojego punktu widzenia miał brak dostępu. Ale to przecież nie moja wina, że wykształcony, rozumny, dorosły facet bał się dotykać piersi, bo może mu mleko w twarz prysnąć.  Choć wizja takiego zdarzenia wywołuje ogromny uśmiech na mojej twarzy. Parskałabym śmiechem jak młoda klacz. No ale cóż, wyprosił ostatecznie ten moment. A właściwie wszystko się zbiegło w jeden korzystny układ planet i nie miałam już więcej wymówek…

Rumpel zaczął cycki traktować rekreacyjnie i uspokajająco, pił i to nawet sporo, ale miał już momenty, kiedy wiedziałam, że to już nie karmienie. No i mąż zaczął wyganiać mnie wieczorami z sypialni, próbował sam usypiać młodego, ale skutki były do przewidzenia. Jednak przymusowy wyjazd służbowy zmienił wszystko. W drodze do stolicy płakałam. Wiedziałam, że po powrocie może być wszystko inaczej. Moje serce nie było na to gotowe. Dlatego pomimo dwóch dni rozłąki, kiedy wróciłam wieczorem po podróży, to młody jednak mleko dostał. I pił. I ja płakałam ze wzruszenia.

Ale prawda jest taka, że to był ostatni raz kiedy karmiłam piersią. Było szybkie cięcie. Ostatni raz i koniec. Po prawie miesiącu moich wahań, próśb męża, wieczorów kiedy wchodziłam usypiać Rumpla a kończyło się karmieniem. Nastąpiła egzekucja postanowień. Nie moich. Ale jednak. I chyba pogodziliśmy się z tym wszyscy. Jakoś. Przeszliśmy nad tym faktem do porządku dziennego.

I wiecie co jest dla mnie nadal trudne? Fakt, że to było takie zwykłe. Nie było krzyków, płaczów, dantejskich scen. Nie było nic. Po prostu syn nie dostawał już mleka wieczorem, w nocy ani nad ranem. Zaczęłam go tylko przytulać. Ale choć dla niego proces zakończenia karmienia przyszedł łagodnie, to ja długo nie mogłam się z tym tak do końca pogodzić. Było mi ogromnie smutno, że moje dziecko już mnie nie potrzebuje w taki sposób. Bo przecież kanapkę może mu zrobić każdy. Było mi ciężko i nikt mnie do końca nie rozumiał. Ale pogodziłam się ostatecznie z tym faktem. Zajęło to jakąś chwilę, ale się pogodziłam. Ale te prawie dwa lata karmienia będę zawsze wspominać z łezką w oku, ogromnym wzruszeniem i niesamowitą miłością i ciepłem w sercu. To był dla mnie piękny okres i nigdy go nie zapomnę.

W całej tej sytuacji było dla mnie coś równie zadziwiającego i trochę bolesnego. Moje piersi też przeszły nad końcem karmienia do porządku dziennego. Zdziwiło mnie to wielce. Po całkowitym odstawieniu synka od piersi spodziewałam się zupełnie innej reakcji mojego organizmu. Myślałam, że będę się borykać z przepełnionymi piersiami, zamoczonymi stanikami, obawiałam się zapalenia. A moje zbiorniki po prostu produkowały czy też miały w zapasie mleko jeszcze z dobre dwa tygodnie, a potem z każdym dniem mleka było mniej i mniej, piersi miękkie aż stały się całkiem puste. Dokładnie tak, kilka dni temu sprawdziłam i okazało się, że jest pusto. No i tak skończyła się nasza mleczna przygoda, kraina mlekiem płynąca lub laktacja jak ktoś woli taki termin.

I tylko cycki już nie takie jak kiedyś…

You may also like

6 komentarzy

  • Dombisis
    19 kwietnia 2016 at 11:48

    Gratuluje. „Nie taki diabel straszny…” Zgadzam się z ostatnim zdaniem… 🙂

    • Zofia Anlauf
      19 kwietnia 2016 at 11:54

      Dzięki 🙂 No cóż. To ostatnie zdanie to dramat chyba prawie każdej karmiącej. Ale nie jest tak źle 😉

  • marta
    19 kwietnia 2016 at 11:54

    Zosiu rozbawiłaś mnie do łez 🙂 Pozdrawiam Marta

    • Zofia Anlauf
      19 kwietnia 2016 at 11:55

      Nie wiem czym 😉 Sama prawda 🙂 Dzięki Marta, również pozdrawiam.

  • cerien
    19 kwietnia 2016 at 12:15

    Oj tak niedawno i ja borykałam się z takim problemem. Z tym, że u mnie było o tyle inaczej, że to ja już miałam dość, dość wstawania po 5 razy w nocy do prawie dwulatka, co jakiś czas przeszywającego bólu w brodawkach…tego, że on nawet beze mnie nie wytrzyma całej nocy. Gdy jednak podjęłam decyzję, ze to już definitywny koniec….pojawiły się wątpliwości. Szczególnie wtedy gdy młody w nocy tak bardzo się tego „cici” domagał i płakał. A gdy po trzech nocach w końcu pogodził się z tym, że „cici” nie bedzie wtedy mnie ogarnął smutek i myśl „ale jak to tak już nie bedzie? Nic?? ” …..poczułam jakby taka niewidzialna nić została przerwana. Do tej pory leżąc obok niego mam już tylko wspomnienia tego jak wtulał się w maminą pierś i ją cyckał…..ale pocieszam się że teraz służą mu jako podgłówek czy podusia 😉 bo to taki przylepiec jest 🙂

    • Zofia Anlauf
      8 maja 2016 at 20:19

      Cycusie jako poduszki to najlepsze miejsce do spania 🙂

LEAVE A COMMENT

O mnie

Zofia

Kim jestem? Hmm… Jestem tysiącem osób w jednej. Jestem kobietą, żoną, mamą, córką, wnuczką, pracownikiem, kucharką, sprzątaczką, gosposią, nianią, kochanką. Jestem sobą i jestem efektem swoich rodziców.

Zblogowani

Zblogowani