Praca vol 3 – czyli jak wyglądają pierwsze tygodnie pracy


Zanim wróciłam do pracy i przeżyłam to na własnej skórze nie mogłam sobie tej sytuacji wyobrazić. Byłam wręcz przerażona tym wielkim powrotem. Po tak wielkiej zmianie jaką był Rumpel, po takiej (!!!) zmianie w życiu jakoś nie mogłam sobie w głowie zmieścić jak miałby ten powrót do pracy wyglądać. A jakoś wyglądać musiał…

Przygotowania i dzień powrotu już Wam przedstawiłam. To był trudny okres. I wcale nie ze względu na pracę samą w sobie. Było mi ciężko głównie ze względu na mojego małego bohatera, na mojego kochanego Rumpla. Ten mały człowiek odkąd zawitał w moim brzuchu i usadowił się pod sercem to skradł je całkowicie. No dobra! Przyznaję, że w 99 procentach, bo tym 1 jest nadal i pozostanie na zawsze mój mąż. No dobra! Znowu kłamstwo. Rumpel zawładnął moim sercem w stu procentach ale i tak jest w nim mnóstwo miejsca na męża i rodzinę, przyjaciół i na mnie samą. Ale przez to jak Rumpel rozkochał mnie w sobie od pierwszych chwil, to mój mózg nie odbierał przekazów typu będzie dobrze. Miałam w głowie tylko fakt, że muszę zostawić moje ukochane dziecko na kilka godzin. Neurony nawet nie chciały przekazywać tego komunikatu. Było to dla mnie bardzo ciężkie, tym bardziej, że przez te wszystkie miesiące nigdy nie miałam chwili załamania, nigdy nie stwierdziłam, że tęsknię za czymś, że czegoś mi brakuje… Bycie at home mamą było dla mnie wystarczającą radością.

Ale tak to już w życiu bywa, że trzeba się dostosować i przetrwać to, co nam życie zapodaje. Okazało się, że i ja przetrwałam. Nie ukrywam, że towarzyszyła mi ogromna dawka stresu przez ostatnie dni. Kortyzol utrzymywał odpowiednio wysoki poziom i nie dawał odpocząć. Ale na pocieszenie Wam powiem, że przeżyłam. Jestem, funkcjonuję, Rumpel też jest i co prawda nie ze mną lecz z babcią, ale ma się dobrze. Teraz kiedy minęło kilkanaście dni, stwierdzam, że funkcjonuję w nowej rzeczywistości i jakoś wszystko się układa.

Muszę Wam jednak przyznać, że pierwsze dni w pracy to był chaos. Wszystko trzeba na nowo sobie poukładać, pozałatwiać, ustawić. Loginy, hasła, nowe programy, sprzęt, biurko, krzesło. Wszystko. A dodatkowo do rzeczy technicznych trzeba dodać też umiejętności praktyczne i wiedzę teoretyczną, czyli szkolenia, przyswajanie nowych materiałów, danych i użytecznych informacji. Cała masa rzeczy, które nie są jeszcze moją bieżącą pracą, ale muszą zostać wykonane, żeby sobie usprawnić funkcjonowanie. Dużo tego wdrażania, ale przynajmniej jestem od razu bardzo zajęta i nie mam prawie czasu użalać się nad sobą, nad moją tęsknotą i trudami życia… Haha, no dobra. Oczywiście nie ma co przesadzać.

Widzę po tych pierwszych tygodniach, że nie tylko dałam radę wrócić do pracy, ale pogodziłam się z nową sytuacją. Nie mówię, że jestem całkowicie szczęśliwa z tego rozwiązania, ale nie jest źle. Nie jest nawet w połowie tak ciężko jak się spodziewałam. Powrót do pracy ma też swoje plusy. A co najważniejsze i co mogę stwierdzić z całą świadomością:
macierzyństwo sprawiło, że jestem lepszym pracownikiem. Absolutnie i zdecydowanie nie jestem gorszym pracownikiem przez bycie rodzicem. I uważam, że większość mam staje się lepszymi pracownikami. A wiecie dlaczego? Bo macierzyństwo wyzwala w nas wiele cech, które są pomocne nie tylko w opiece nad dzieckiem i domem ale świetnie wspierają naszą pracę. Dla mnie oczywistym i bardzo ważnym elementem mojej pracy jest dobra organizacja. Mama, która wróciła do pracy chce i musi być dobrze zorganizowana, wykona swoje obowiązki i zadania z należytą starannością i terminowo. A wiecie dlaczego? Bo nie zależy jej na siedzeniu po godzinach, setnych poprawkach w prezentacji i piętrzących się zadaniach. Zależy jej na spokojnym dniu w pracy, wyjściu o normalnej porze i powrocie do domu, do rodziny, do dziecka. Powrocie do małego Rumpla, który słysząc przekręcany klucz w zamku biegnie pod same drzwi i aż tupta z radości, bo wie, że drzwi zaraz się otworzą i któreś z rodziców wejdzie, żeby go mocno przytulić i pocałować. Albo gonić po mieszkaniu. Bo w naszym przypadku co prawda dziecię się cieszy i czeka i tupta, ale nie zawsze daje się przytulić czy pocałować. Czasem jest małym uciekinierem i trzeba być mocno zmotywowanym żeby ukraść choćby małego przytulaska. Ale takie to już są radości powrotów do domu.

Kiedy jeszcze przed powrotem myślałam o pracy bałam się, że zamiast korzyści z bycia mamą będę siedziała w pracy i myśli o moim dziecku, zamartwianie się o niego i fakt, że nie mogę się do niego przytulić w danej chwili będą mnie rozpraszały, ale wszystko to sprawia, że chcę moją pracę wykonywać sprawnie i na czas.

Równie ważne jest oczywiście to do jakiej pracy i jakich ludzi wracamy. Ja mam kilka współpracowniczek, które rodziły dzieciaczka w podobnym czasie co ja. Ma to wiele zalet i jest bardzo miłe, kiedy łączy nas nie tylko praca ale jakaś część życia osobistego, o której można porozmawiać. Jednocześnie bardzo ważne jest nastawienie przełożonych. Ja spotkałam się z wyrozumiałością na wielu płaszczyznach, również już podczas ciąży i jestem za to bardzo wdzięczna.

Na zakończenie podaję Wam do poczytania fajny tekst Jarka Guca. Jak widać, mężczyźni też mogą zrozumieć mamy i być na nas jako pracowników otwarci. I chwała, że tacy też są !!

Dlaczego wolę zatrudniać młode mamy by Jarek Guc.

 

Polecam!!

Ps. A jak Wasze powroty do pracy? Trudne, łatwe?

 

You may also like

LEAVE A COMMENT

O mnie

Zofia

Kim jestem? Hmm… Jestem tysiącem osób w jednej. Jestem kobietą, żoną, mamą, córką, wnuczką, pracownikiem, kucharką, sprzątaczką, gosposią, nianią, kochanką. Jestem sobą i jestem efektem swoich rodziców.

Zblogowani

Zblogowani