Oda do moich piersi


Była oda do miłości to może też być oda do cycków. Do balonów, melonów, arbuzów. Do moich dwóch wielkich cycuchów, które z atrubytu piękna i seksu stały się opakowaniem na jedzenie. Bo tym aktualnie są. Takie okrągłe kartony na mleko. Nawet zakrętki są. No i co z nimi teraz?Ano nic. Są. Są sobie piersi, jest w nich mleko, a Rumpel przychodzi do bufetu kiedy chce. I taki układ nam pasuje. Tylko Hubbie (tak, tak, uświadomiłam sobie, że skoro piszę o moim szanownym poślubionym to wypada jednak używać wielkiej litery) ma obiekcje do tego stylu. Ja mu się z jednej strony nie dziwię, ale z drugiej nigdy aż taki cyckowy nie był, więc teraz też mu do szczęścia moje balony nie powinny być potrzebne.

Za to potrzebne są Rumplowi. Bo wyobraźcie sobie, że młody, choć ma juz prawie 15 miesięcy to potrafi pić mleko nawet 6 razy w ciągu doby. Ojj, Rumpel kocha mleko, kocha mleko z cycusia i kiedy wołam go na jedzenie to aż piszczy i drepta i biegnie z rozpędem. Oczywiście poza mlekiem dostaje wszystkie produkty, które powinien otrzymywać mały ssak, i kilka takich których nie powinien – pod opieką tatusia. Zajada wszystko z wielkim apetytem, ale mleko po prostu uwielbia. I chyba nic z tym nie zrobię, bo dlaczego mam mu taką radość zabierać na siłę. Chwila największych obaw kiedy to wracałam do pracy już minęła. Daje się to pogodzić i na szczęście jak jestem w pracy to Rumpel za cycusiem nie woła. W ostateczności usłyszałam od swoich przełożonych, że w chwilach wyższej konieczności mogę wyskoczyć do domu i zaopiekować się Rumplem (czytaj wystawić mu cycuchy).

Ale przez ostatnie ponad 3 tygodnie było ciężko. Miałam zapalenie gardła, dostałam antybiotyk. Głupia go wzięłam. Ból gardła minął po jednym dniu, leki musiałam brać przez następne sześć. I to przyczyniło się chyba do pleśniawek u Rumpla. Nie mogę oczywiście stwierdzić jednoznacznie, że antybiotyk w moim mleku był przyczyną pleśniawek. Ale takie wyjałowienie małego organizmu zapewne mogło się do nich przyczynić. No i niestety zbyt późno zareagowałam i okazało się, że Rumpel ma pleśniawki w buzi, a ja na piersiach. Zastosowany lek u niego wyleczył to badziewie w ciągu dwóch, no może trzech dni, a ja… A ja jak wariatka walczyłam z bólem, pękajacymi brodawkami i nadwrażliwością przez ponad trzy tygodnie. I tak sobie wojowałam i karmiłam, cycki znowu bolały i pękały, i karmiłam i koło się zamykało. Aż w pewnym momencie mnie olśniło i zaczęłam wykorzystywać pomoce domowe. Leczenie światłem okazało się najlepszą i najskuteczniejszą metodą. Wyobraźcie sobie moją radość kiedy po trzech tygodniach syczenia z bólu za każdym razem kiedy mały próżnociąg się karmił nareszcie przystawiłam Rumpla do piersi bez bólu. Ochh radość to była wielka. Jest to niesamowite uczucie móc karmić swoje dziecko. Dla mnie to wspaniała chwila tylko dla nas. Co prawda mamy tych chwil kilka też w nocy, ale jest fajnie.

O dziwo lubię karmić piersią. Myślałam kiedyś, dawno temu, że to nie moja bajka. Wydawało mi się, że z moich arbuzów mleka nie będzie. Mleczarnia pusta i lokal nieczynny. A jednak! Cycki zdały egzamin na piątkę z plusem i produkują to mleko, a młody pije i wszyscy są zadowoleni. No może poza Hubbiem, który od czasu do czasu marudzi, że chętnie by pomacał, ale nie takie tryskające mlekiem.

Niestety nie od hubbiego zależy kiedy będzie mógł pomacać obwisłe cycki już bez mleka. Nie zależy to nawet ode mnie. Wszystko zależy od małego ssaka, który tak bardzo kocha mleko, że jakoś nie widzę jeszcze końca mlecznej przygody. I wiecie co? Nie mówcie mojemu Hubbiemu, ale ja też wcale nie czekam na koniec karmienia. Dobrze mi z tym. A co więcej każdy kolejny dzień karmienia przyczynia się do większej dumy. Dumy z ilości wyprodukowanych mililitrów.

#MojeCiałoPodarowało

#MojeCiałoPodarowało

Nie skupiajcie się na tym jak bardzo głupią minę zrobiłam, bo to Hubbie pstrykał, a ja siebie nie widziałam i strzeliłam stupid face!

Znacie akcję mlekoteka? No pewnie, że znacie, bo jestem chyba ostatnią blogerką w całym internecie, która jeszcze nie zaangażowała się w tę wspaniałą akcję. Czas nadrobić to faux pas i dołączyć do mlekoteki i do tysięcy, a może nawet setek tysiecy dumnych mam, które podarowały ten życiodajny napój. Z ogromną dumą mogę powiedzieć, że moje ciało podarowało już ponad 409 500 mililitrów mleka. Chociaż prawdę mówiąc jestem święcie przekonana, że akurat Rumpel wypił już z pewnością 600 000 mililitrów mleka, a może i więcej. Ale korzystając z prostego kalkulatora na Mataja.pl każda z karmiących mam może sprawdzić ile średnio i w uproszczeniu mleka podarowało jej ciało. Powiem Wam, że jak dojdę do miliona to chyba poświecę biustem na znak hołdu dla swojego ciała. Naprawdę te liczby robią wrażenie. Każda z liczb #MojeCiałoPodarowało jest imponująca…

Mówię o tym, że każda, bo nie wszystkim kobietom udaje się karmić tak długo jak by chciały. Każda kropla się liczy, ma znaczenie i jest na wagę złota. Ale ważna też jest miłość, którą darzymy nasze dzieci i jeśli nie można było doświadczyć wspaniałości karmienia piersią, to można doswiadczać innych budujących więź i miłość działań. Nie chcę też dyskryminować karmiących mlekiem modyfikowanym bo są różne powody, warunki, sytuacje i nie wolno absolutnie oceniać, a tym bardziej wrzucać do jednego wora.

Moja tolerancja, akceptacja czy zrozumienie różnych sposobów karmienia jednak nie zmienia mojej postawy wobec karmienia piersią. Uwielbiam to. Jestem dumna i bardzo szczęśliwa, że nam się nadal udaje i kontynuujemy mleczną przygodę. Uwielbiam swoje wielkie cycki, zwłaszcza za toże nadal produkują te litry mleka…

To co? Może w komentarzach pochwalicie się ile mleka wyprodukowaly Wasze cycki?

 

You may also like

4 komentarze

  • Marta ( matplaneta:))
    12 października 2015 at 17:20

    Zośka faktycznie pięknie się prezentują:) Nawet odczuwam lekko zazdrość ponieważ moje opakowania na żywność jak to pięknie nazwałaś nie są tak okazałe 🙁 i raczej nie opierają się grawitacji:)

  • Marta ( matplaneta:))
    12 października 2015 at 17:22

    a jeśli chodzi o ilość: 126000

  • Marta ( matplaneta:))
    12 października 2015 at 17:29

    A tak swoją drogę rewelacyjna jest ta Twoja pisanina:) Pozdrawiam gorąco!

    • Zofia Anlauf
      12 października 2015 at 17:33

      Dzięki wielkie 🙂 Aż mi rumieńce na policzkach wyskoczyły 🙂

Skomentuj Marta ( matplaneta:)) Anuluj pisanie odpowiedzi

O mnie

Zofia

Kim jestem? Hmm… Jestem tysiącem osób w jednej. Jestem kobietą, żoną, mamą, córką, wnuczką, pracownikiem, kucharką, sprzątaczką, gosposią, nianią, kochanką. Jestem sobą i jestem efektem swoich rodziców.

Zblogowani

Zblogowani