Ach śpij kochanie – życie nocne Rumpla


Każdy rodzic jeszcze zanim zostanie rodzicem ma swoje wyobrażenia na temat snu dziecka. Ja z Hubbiem również mieliśmy swoje pomysły na to jak może być z Rumplem. Chociaż mieliśmy o tyle łatwiej, że w rodzinie dzieci były i doświadczenia zebraliśmy. Ale wiem, że większość z przyszłych mamuś i tatusiów ma nadzieję na idyllę, na sen który trwa całą noc najlepiej nieprzerwanie i bez zakłóceń, a jeszcze lepiej gdy w ciągu dnia mała pociecha też przesypia kilka godzin. No tak, marzenia są żeby marzyć i mieć nadzieję, że kiedyś się spełnią. Słyszałam nawet takie historie, pogłoski, że gdzieś ktoś kiedyś doświadczył dziecka idealnego. Słyszałam, że są gdzieś na świecie dzieci, które są spełnieniem wszystkich wyobrażeń sennych swoich rodziców. Słyszałam, że są dzieci, które śpią od wieczora do rana, są cały dzień spokojne i jeszcze ucinają sobie kilkugodzinną drzemkę w ciągu dnia. Słyszałam, że takie dzieci istnieją. Ale znam to tylko z zasłyszanych opowieści zdesperowanych mam, które nie mogą uwierzyć, że takie historie mogą być prawdziwe…

Szczęśliwy ten, kto wie jak wyglądają przespane noce. Ja nie miałam takich złudzeń, wyobrażeń ani nadziei. Z góry założyłam sobie, że dziecko swoich rodziców może reprezentować jedynie to co z nich wspólnie otrzymało. Dlatego wiedziałam od samego początku ciąży, że ten który się urodzi będzie wulkanem energii. Nie miałam złudzeń, że moje dziecko będzie spokojnie przesypiać całą noc i że ja będę też mogła spać. Nie miałam też złudzeń, że Hubbie będzie w nocy wstawał, lulał, tulił i uspokajał. Nie miałam też żadnych oczekiwań względem karmienia, bo po prostu nie wiedziałam jak nam się ułoży. Było jednak dla mnie pewne, że

„do dziecka w nocy wstawać będę ja”

bo już podczas zabaw weselnych taki podział nastąpił. Nie było też żadnego zaskoczenia w związku z tym co działo się w pierwszych miesiącach po porodzie.

Teraz mogę Wam tylko powiedzieć, że żałuję, że nie prowadziłam bloga wcześniej. Szkoda, że nie rejestrowałam tak szczegółowo moich emocji i wrażeń, z tych pierwszych tygodni zwłaszcza. Wiem, że teraz wspomnienia są mocno zafałszowane. Może trochę nieświadomie, a trochę świadomie, postanowiłam pamiętać ten trudny czas jako coś pięknego. Rumpel w pierwszych miesiącach życia miał duży problem z rozróżnianiem dnia i nocy, bardzo ciężko było nam unormować cykl dobowy. Pamiętam tylko, że starałam się zachować spokój i miałam niezliczone pokłady cierpliwości. Wiem, że byłam często przemęczona, było mi smutno, przykro i źle, bo miałam wrażenie, że nie potrafię wyciszyć dziecka do snu. Ale pamiętam też piękne wieczory. Właściwie wszystkie nasze wieczory są swój sposób piękne. Ale najbardziej pamiętam bardzo dużo karmienia piersią, przytulania, śpiewania, kołysania, noszenia i usypiania na rękach, całowania, śpiewania. I mówię Wam to dzisiaj wprost, otwarcie i szczerze. Uwielbiam to i uwielbiałam wtedy. Świadomie wybrałam taki sposób od początku znając lub przewidując jego konsekwencje.

Rumpel w pierwszych tygodniach bardzo dużo spał z nami, pomimo faktu, że jego łóżeczko było (i nadal jest) zaraz obok naszego łóżka. Widzę same zalety tego rozwiązania. Rumpel szybciej się uspokajał, mogłam monitorować jego sen i oddychanie, swobodnie karmić piersią i nie musiałam wstawać kilkanaście razy w nocy żeby go zabrać i odłożyć do łóżeczka. Nie ukrywam jednak, że sam moment zasypiania i nauka spania były ciężkie. Rumpel miał od początku w miarę unormowany schemat dnia i pomimo wielu prób i dokładnego planowania to wieczory wyglądały różnie. Największy problem był między około 6 a 9 miesiącem Rumpla. Wtedy nie potrafił sam usnąć, odkładany do łóżeczka potrafił płakać, a wręcz drzeć się wniebogłosy. Krzyk, płacz, lament, darcie się i ogólnie ogromny stres towarzyszący zasypianiu. Dlatego tym bardziej postanowiłam mieć cierpliwość i obdarzyć Rumpla spokojem i miłością podczas naszych maratonów nocnych, walk zapaśniczych i igrzysk olimpijskich w dyscyplinie układanie dziecka do snu, usypianie, spokojny sen.

Jaki jest efekt? Dla mnie nadal zadowalający. I nadal niczego bym nie zmieniła. Obecnie wieczory są różne. Wiele czynników wpływa na to jak będzie wyglądał wieczór i pora zasypiania, ale ogólnie jest dobrze. A wygląda to mniej więcej tak:

Zaczyna się około 18:00 kiedy mojemu najukochańszemu na świecie mężowi przypomina się, że już odpoczął i że ma syna, z którym świetnie jest się pobawić. Zabawa wygląda najczęściej tak: tatuś zaczepia, atakuje znienacka, łaskocze i napędza machinę. Rumpel zaczyna się więc najpierw śmiać, potem chichotać, a potem to już następuje szał całkowity i tak wygłupiają sie moje dwie małpki kochane. Ja czasami próbuję dołączyć do wygłupów, ale to jest ich męski wesoły świat i ze mną młody nie bawi się tak jak z tatusiem. Wiadomo, każdy rodzic ma swoje atuty. Moim jest chyba jednak uspokajanie młodego po tych wszystkich wariacjach. A szaleństwa obejmują, tańczenie na stoliku, skakanie po kanapie i wywracanie się, turlanie, podrzucanie prawie pod sam sufit i chlastanie tatusia wszędzie gdzie się da. To jest rzecz, którą Hubbie nauczył młodego i teraz lekko się dziwi kiedy na hasło „chlaśnij tatę” młodzież narodu podchodzi i ostentacyjnie z otwartej przykłada tatusiowi liścia. I śmieją się przy tym na cały głos.

Po wszystkich tych harcach idziemy się kąpać. To dopiero zabawa i atrakcja. Rumpel już rozumie bardzo dużo, z każdym dniem coraz więcej i od jakiegoś miesiąca jak mówię, że idziemy lać wodę do wanienki i się kapać, to biegnie z piskiem w stronę łazienki i krzyczy i pokazuje żeby mu drzwi otworzyć. O tym co wyprawiamy w kąpieli to chyba Wam osobno napiszę, bo kto ten elaborat przeczyta… Myju, myju, plusku, plusku i w ręczniku wracamy do sypialni. W teorii mamy takie założenie, że już z niej młody nie wychodzi, w praktyce różnie to bywa. Coraz trudniej jest go utrzymać na przewijaku i ubrać sensownie pieluchę i piżamkę, ale wo wielu próbach, wywrotach, pokazywaniu gołej dupki, pierdzioszkach na brzuchu i wyciąganiu kóz z nosa nareszcie przygotowany do spania może oddać się czynności zasypiania.

Od jakiś paru tygodni za namową mojej sympatycznej koleżanki z pracy Joasi, która przerabia już drugiego pożeracza mleka, czytamy książkę na dobranoc. Różnie to bywa, raz Rumpel jest zainteresowany, raz mniej. książka na dobranockę ma miękkie strony, więc Rumpel póki co jej samodzielnie nie trzyma, bo nie mam przyjemności w czytaniu tylko połowy strony ani prasowaniu zagiętych kartek. Jednak z dnia na dzień jest coraz lepiej, bo widzę, że zainteresowanie książkami wzrasta. Czytam mu wiersze Brzechwy lub opowieści o misiach, kotach, myszach, psach lub innych zwierzętach. Młody pokazuje na obrazkach różne interesujące go szczegóły, a ja je nazywam. Swoją drogą wyrażę tu dumę z mojego syna, który choć nie mówi zbyt wiele to rozumie tak dużo, że aż mi serce rośnie z dumy. Ale BEZ PRESJI! Nie mam spiny pośladków, żeby wykazywać się przed kimkolwiek tak naprawdę co moje dziecko umie, a czego nie. Natomiast rozpiera mnie radość i duma z każdego nowego osiągnięcia Rumpla. Ale dziś nie o tym…

No więc po bajce następuje moment kulminacyjny i przełomowy. Karmienie. Nadal jesteśmy piersiowi, więc układamy się wygodnie i Rumpel zjada kolację. i ten moment kiedy patrzę na niego i widzę jak z każdym łykiem coraz bardziej zamyka oczy, jak powieki same opadają, staje się spokojniejszy i zrelaksowany. A potem drugi moment kiedy nagle przestaje pić, spogląda w górę, prosto w moje oczy i z uśmiechem wyszczerzonym od ucha do ucha na cały głos woła MAMA. A potem odwraca się na łóżku i wstaje. O tak! Ten moment jest bezcenny. Bo o to ja kolejny raz miałam nadzieję na to, że uśnie spokojnie i już go nic nie wybudzi i nic nie przeszkodzi a tu kolejny raz wał. Tak. Moja mina jest wtedy bezcenna. Ale co tu zrobić? Zaciskam dzielnie szczęki, żeby nie jęknąć na cały głos i ponoszę konsekwencje swoich decyzji. Ponieważ nie uznaję metody na wypłakanie się i swoja drogą podziwiam rodziców, którzy bez mrugnięcia okiem potrafią wyjść z pokoju i słuchać takich męczarni. Dla mnie jest to nie do zaakceptowania i nie widzę w tym sensu. Dla mnie to dodatkowe 30-40 minut z synem więc przyjmuję co mi los daje. I tak się usypiamy powoli.

Najczęściej młody szaleje w łóżeczku swoim. Szaleje to chyba najlepsze słowo. Bo Rumpel jak nie uśnie od razu, to potem taki wybity ze snu nie może sobie z tym zmęczeniem poradzić i musi się na nowo rozładować. A skubany jest jak Energizer i ma tyle mocy, że czasami schodzi nam jeszcze godzina. No więc na pierwszy rzut jest reorganizacja łóżeczka. Wszystko fruwa w powietrzy i zaraz potem ląduje na podłodze. Kocyk, kołderka, poduszka (płaska), misiek. I tak się przerzucamy. Rumpel ciska wszystkim na podłogę, potem woła, żeby mu kocyk podać i smoka, którego wyrzuca lub wypluwa. Ja wkładam, on wyrzuca. Ja podnoszę, on znowu wyrzuca. Ja zabieram i nie chcę oddać, on się irytuje. Wkładam, on wyrzuca. Kumacie schemat… I tak do znudzenia. Czasami jeszcze pokazuje na swoim przyjacielu oczy, nos, uszy. I tak trochę się śmiejemy, trochę złościmy, ja śpiewam kołysanki, on mnie woła, ja mu mówię, że go kocham. Ale potem następuje ta chwila, którą kocham. Ten niesamowity moment między snem a jawą, kiedy Rumpel już jest spokojny, ale jeszcze nie śpi. Wtedy zaczyna się magia. Wtedy on jeszcze nieco się wierci i wystawia pomiędzy szczebelkami swoje małe ręce lub nóżki (pomyślcie jakiego mam szczypiorka, skoro mając ponad 16 miesięcy może jeszcze wystawić całą girkę za łóżeczko). A ja dotykam ich swoimi dłońmi lub stopami. I niby to nic takiego, bo pilnuję tylko, żeby nie wystawiał za daleko, żeby się nie zaklinował, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Ale w tym momencie między jawą a snem mamy taką więź, płynie taka miłość, takie ciepło, że wtedy najbardziej doceniam sposób w jaki Rumpel obecnie zasypia. Dla mnie to magia, bo mogę go wieczorami jeszcze wycałować, wytulić, przekazać mu tyle uczucia i uwagi ile on potrzebuje i sama poczuć tę niesamowitą radość.

Słodko śpiący Rumpel

Słodko śpiący Rumpel

Ps. Zdjęcie jest ze stanu surowego zamieszczone, bo co Was tu będę czarować. Jak dziecko śpi to panuje półmrok i nie będę błyskać lampą do zdjęć, bo jeszcze się zbudzi i co? No i właśnie to:

A dwie godziny później młody budzi się pierwszy raz i już nie jesteśmy z Hubbiem tacy radośni. Pierwsza pobudka to najczęściej tęsknota za smoczkiem. Nie wiem dlaczego, ale młody sam nie szuka smoczka, nawet jak zostawiam w łóżeczku tylko od razu wstaje lub siada i zaczyna zawodzić. A potem były jeszcze dwie zmiany, ile razy szpak był kopany? No więc potem Rumpel budzi się jeszcze parę razy, dostaje pierś i jeśli mam dużo szczęścia to zasypia z powrotem. Wielokrotnie jednak szczęścia mam mniej i wtedy są nocne przytulanki, kołysanki i piersiowanie. Ach to piersiowanie. JJ jest bardzo piersiolubny lub mlekolubny jak kto woli. I zgadnijcie komu to przeszkadza? No niestety. Mąż mnię się buntuje, zwłaszcza w nocy, kiedy jest półprzytomny i całkowicie nieskory do pomocy. Więc najczęściej jest tak, że uspokajać muszę dwóch osobników płci męskiej. Ale nie narzekam! I akceptuję. Wiem na co się pisałam, nie miałam nigdy wizji idealnego dziecka przesypiającego całą noc i dobrze mi z tym jak jest obecnie. Nie ukrywam, że przyjemnie by było mieć małego śpiocha, ale jest nadzieja! O tak jest nadzieja. A jak ją przetestuję to zdam Wam relacje. Bo ponoć istnieje takie cudo, które uśpi każde dziecko. Rodzice, czujecie już radość?

 

You may also like

LEAVE A COMMENT

O mnie

Zofia

Kim jestem? Hmm… Jestem tysiącem osób w jednej. Jestem kobietą, żoną, mamą, córką, wnuczką, pracownikiem, kucharką, sprzątaczką, gosposią, nianią, kochanką. Jestem sobą i jestem efektem swoich rodziców.

Zblogowani

Zblogowani